Czy chodziło tylko o chwilową ulgę w konaniu? Może chciałeś nam powiedzieć coś więcej? Czego pragnąłeś, Panie?
Potem Jezus powiedział: Pragnę!
Pragnę. To fizyczne pragnienie dotyczy zaspokojenia najważniejszego, czyli życia. Bez wody człowiek umiera. Pragnąć zatem oznacza wyrażenie woli życia. Czy to, czego pragnę w mojej codzienności, zapewnia mi życie? Może właśnie taka jest różnica między pragnieniem, a pożądaniem? Mogę czegoś zazdrościć innym, mogę boleśnie odczuwać brak czegoś. Będę czuć się wtedy niespełniony, niekompletny, nie mający podstaw do poczucia spełniania i satysfakcji z tego, kim jestem, co posiadam. Nie będzie to prowadziło do życia, wręcz przeciwnie. Jezus pragnął. Chociażby przy studni, gdzie spotkał Samarytankę. Jednak po krótkim czasie rozmowa przebiegała w zupełnie innym kierunku. Woda życia bowiem dotyczy duchowych potrzeb, a ta była w rękach tego, który nie miał przy studni czerpaka. Chcąc napić się, chcąc ugasić pragnienie, musisz mieć czerpak, aby sięgnąć do studni. Nie bój się duchowego pragnienia. Przy studni życia spotkasz tego, kto pozwoli na ugaszenie duchowego pragnienia u Źródła.
Potem Jezus powiedział: Pragnę!
Pragnę. Trudno mi sobie wyobrazić, jak wielkie to było pragnienie po torturach, drodze na Golgotę i wreszcie na miejscu zwanej Trupią Głową. Czy, rzeczywiście chodziło tylko i wyłącznie o zwilżenie spękanych warg, chwilową ulgę w konaniu? A może potraktować to wołanie jako manifest? Może chciałeś nam powiedzieć coś więcej? Czego pragnąłeś, Panie? Jakie Twoje pragnienia zostały spełnione na krzyżu? Czy rozumieć go jako śmierć pragnienia świata, w którym zwycięża dobro nad złem? Czy tam umarły Twoje pragnienia? A może to była droga, aby powiedzieć nam o przebaczeniu, o tym, że śmierć nie ma ostatniego zdania, bowiem tryumfuje życie? Może chciałeś nam w ten sposób powiedzieć, że nie ma większej miłości nad tę, gdy kto życie swoje kładzie za przyjaciół swoich? Może chciałeś nam pokazać drogę miłości, na której jest miejsce na poświęcenie? Może wyraziłeś drogą pasyjną swoje pragnienie wobec swoich uczniów, wobec Twojego Kościoła? Zatem, czego pragniesz ode mnie, Panie? Twoje bowiem pragnienia wobec mnie są dobre dla mnie, ponieważ dążą do życia, bowiem Ty sam jesteś życiem.
Potem Jezus powiedział: Pragnę!
Pragnę. Mam takie wrażenie, że pragnienie dotyczy najgłębszych zakamarków mojej duszy. Czy mam odwagę przyjrzeć się temu, co jest we mnie? Odsłonić przed samym sobą prawdę? O czym ona by świadczyła, o czym o mnie by mówiła? Czy potrafiłbym przyznać się przed sobą do takich pragnień? Czy chciałbym przyjrzeć się temu, czemu one służą? Czy należy wstydzić się tego, że mam potrzebę, aby kochać i być kochanym? Raczej to powszechnie wiadome. Czy akceptuję jednak to, ile jestem w stanie zrobić, aby spełnić tę potrzebę? Czy przerażę się tym, jak daleko jestem gotów zaprzedać siebie, byleby tylko poczuć chociażby namiastkę miłości w postaci nie bycia odrzuconym, lecz zaakceptowanym, w postaci jakiegoś uznania, wyrażonego przez brak jednoznacznej krytyki. Czy zaspakajanie pragnienia bycia kochanym przez domaganie się, upominanie się o miłość to dobra droga? Czy Ty mnie tego uczyłeś? Czy to Twoja szkoła? Droga krzyżowa pokazała jednoznacznie, że droga miłości jest ofertą, którą przedstawiamy drugiemu człowiekowi, lecz czy z niej skorzysta, nie zależy to od nas. Pragnienie miłości drugiego człowieka za wszelką cenę nie przynosi życia, lecz niesie ryzyko zagubienia się i oddalenia się od źródła. Zatem, badaj pragnienia moje, Panie i zobacz, czy nie kroczę drogą zagłady.
Potem Jezus powiedział: Pragnę!
Pragnę. To przyznanie się do własnych potrzeb. W naszym ludzkim świecie to przyznanie się do własnych słabości i ograniczeń. Pragnienie świadczy o potrzebie drugiego człowieka, o konieczności wypełnienia mojego życia, obecnością drugiego. Może dlatego, tak skrzętnie ukrywamy pragnienia pod maską obojętności i samozaspokojenia. Czy wymagasz tego ode mnie? „Co chcesz, abym ci uczynił?” pytałeś niewidomego, chociaż odpowiedź wydawała się dosyć oczywista. Nie boisz się bowiem sięgać głębi. „Co chcesz, abym ci uczynił?” – jest nieustannie zadawanym przez Ciebie mi pytaniem, dotyczy ono sensu mojego życia i serca mojej relacji z Tobą. Czy potrafię precyzyjnie Tobie odpowiedzieć? Czy wiem, w jakich obszarach powinienem przejrzeć? Czy wiem, czego mi brakuje, czego od Ciebie potrzebuję? Cóż, zdaje się, że mało wiem. Więc jak Bartymeusz wołający przy drodze do Jerycha, wołam i ja do Ciebie „Panie, zmiłuj się nade mną!”. A Ty obdarzaj mnie swoją łaską, swoją miłością, pełnym ciepła spojrzeniem. I wiedz, Panie, że nawet w swoim zagubieniu i nierozpoznaniu własnych pragnień, na drodze mroku i błędnych własnych działań, wiedz, że Ciebie pragnę, pragnę i kocham moją ludzką, niedoskonałą, jedyną jaką mogę kochać Ciebie miłością.
